W poprzednim artykule wyjaśniliśmy sobie, że bursztyn pojawia się w perfumach tylko z nazwy. Od ponad dwóch stuleci perfumerię dominuje idea akordu bursztynowego, który z prawdziwym bursztynem (ani jego zapachem) ma niewiele wspólnego. Czy to jednak oznacza, że ta skamieniała żywica w swojej naturalnej formie, nie nadaje się do perfum? Niekoniecznie.
Chociaż bursztyn zdaje być pomijany przez perfumiarzy, to nie oznacza, że jego zapach w ogóle nie został zauważony. Już starożytności ta skamieniała żywica służyła Grekom i Rzymianom do okadzania domostw i świątyń. To pierwsza cenna wskazówka – choć bursztyn w swojej surowej formie de facto nie ma zapachu, uwalnia się on pod wpływem ciepła i spalania. Jednak jednocześnie bursztyn, zwłaszcza nasz bałtycki sukcynit, potrzebuje do tego bardzo wysokich temperatur. Stąd otrzymanie z niego surowca perfumeryjnego do łatwych nie należy.
Olej z bursztynu bałtyckiego
Bursztyn od wieków był też wykorzystywany w tradycyjnej farmacji. Jednym z takich popularnych remediów otrzymywanych z niego jest tak zwany olej bursztynowy. Co to takiego? Powstaje on podczas beztlenowego, kontrolowanego spalania (tzw. suchej destylacji). W jego wyniku otrzymuje się z bursztynu kilka surowców: kalafonię, kwas bursztynowy oraz właśnie olej bursztynowy.
Dziś już nieliczne zakłady produkują olej bursztynowy z suchej destylacji. Abstrahując od jego rzekomo leczniczych właściwości, trzeba przyznać, że olej bursztynowy posiada niesamowicie intensywny zapach. Nie należy on jednak do najprzyjemniejszych. Niemalże czarna ciecz jest niesamowicie dymna, gryząca nos. Pachnie smarami, naftą, przypomina zapachem dziegć brzozowy lub smołę jałowcową. Ciężko wyobrazić sobie by w takiej formie nadawał się jako składnik do perfum.
Jednak można znaleźć archiwalne zdjęcia i zapisy, które pokazują, że jeszcze w XX wieku niektórzy producenci olejków i ekstraktów roślinnych próbowali włączyć do swojej oferty taki olej, oferując go perfumiarzom. Żeby uatrakcyjnić jego zapach poddawano go rektyfikacji, a więc oczyszczeniu z części związków zapachowych. Obecnie ciężko już o taki produkt na rynku, dlatego postanowiłem na własną rękę dokonać rektyfikacji oleju bursztynowego.
W drodze wielokrotnych destylacji w kolumnie rektyfikacyjnej udało mi się otrzymać frakcję, której daleko było od pierwotnego oleju. I pod względem zapachu i nawet wyglądu! Z prawie czarnej cieczy powstał blado-żółty, prawie że przeźroczysty płyn o rzadkiej konsystencji. Z zapachu zaś odeszły te najbardziej dymne i gryzące aspekty. Pojawiła się świeża, przestrzenna, jednak przenikliwa i bardzo intensywna, mroczna zieloność. Pozostały w niej aspekty industrialne, dzięki czemu kojarzy się z zapachem benzyny albo mazutu, jednak zrobił się o wiele bardziej „perfumeryjny” i wygładzony. Przy odpowiednim obudowaniu i w małych stężeniach wychodziły w nim aspekty igliwia i liścia fiołka.
Zachęcony takimi wynikami zacząłem się rozglądać, czy coś jeszcze da się z bursztynu pozyskać.
Sztuczne piżmo z bursztynu
Naturalne piżmo zwierzęce zawsze było wyjątkowo cenione przez perfumiarzy. Perfumy, w których je używano były uznawane za najbardziej cenne i jakościowe. Ze względu na ogromny popyt już w XVIII i XIX wieku nie było wcale łatwo dostępne, a jego ceny bywały zawrotne. To zaś powodowało, że na różne sposoby próbowano je fałszować i szukać dla niego substytutów.
W Niemczech działał wtedy chemik o nazwisku Marggraf. Spośród licznych osiągnięć możemy być mu dziś wdzięczni zwłaszcza za tani, powszechnie dostępny cukier. To właśnie on wpadł na pomysł, jak wyizolować go z buraka.
Marggraf eksperymentował jednak również z bursztynem. W jednym ze swoich opracowań (Chymischer Schriften, 1768) opisał on metodę łączenia oleju bursztynowego (tak, tego samego z pierwszej części artykułu) z kwasem azotowym. W rezultacie powstał surowiec, który zupełnie nie przypominał pierwotnego oleju. Zamiast tego miał wyraźnie animalny zapach, dzięki czemu zyskał miano Moschus artificialis – po polsku „sztuczne piżmo”.
Sam Marggraf nie wykorzystał swojego odkrycia (tak samo jak nie zarobił na pomyśle z cukrem), ale inni chemicy po nim wykorzystali pomysł i podobno dużo takiego sztucznego piżma eksportowano tu do Polski. Jest to właściwie pierwsza udokumentowana próba wykorzystania i wprowadzenia na rynek substytut piżma w perfumerii. Mająca miejsce na długo przed wynalezieniem piżma Baura, które zapoczątkowało oficjalnie erę sztucznych piżm w perfumerii.
Bazując na tej zapomnianej recepturze, odtworzyłem bursztynowe piżmo Marggrafa. Efekt okazał się lepszy od oczekiwań!
Powstały pomarańczowo-brązowe, woskowate bryłki, które doskonale rozpuszczają się w alkoholu. Zapach jest niesamowity! Rzeczywiście ma w sobie coś zwierzęcego. Choć nie pachnie wprost jak zwierzęce piżmo, ta animalna strona jest bardzo wyraźna. Oprócz tego ma w sobie dużo innych aspektów – kwaśno-owocowy (podobny do jeżyny), puchaty, miękki, słodki. Da się wczuć wręcz aldehydowe niuanse! Bursztynowe piżmo ma też podobną, bardzo cenną właściwość jak to naturalne. Świetnie utrwala i spaja kompozycję zapachową.
Ekstrakt z bursztynu bałtyckiego
Jednocześnie też próbowałem też uzyskać zapach bursztynu bez bazowania na oleju bursztynowym. Zależało mi na zapachu żywicy bez konieczności jej spalenia.
W perfumerii z żywic pozyskujemy zazwyczaj tzw. rezinoidy. Są to produkty powstałe w wyniku rozpuszczania żywic w rozpuszczalnikach organicznych. Z bursztynem jednak sprawa jest trudniejsza. Ta skamieniała żywica liczy sobie miliony lat, w wyniku czego spolimeryzowała. Przez to też zachowała o wiele mniej związków zapachowych niż świeża żywica, a w dodatku jest trudny do rozpuszczenia.
Szukałem sposobów na rozpuszczenie bursztynu w taki sposób aby wyciągnąć z niego jak najszerszą gamę pozostałych związków zapachowych. Jednocześnie unikając polimerów, które nie posiadają właściwości zapachowych, a za to powodowałyby, że ekstrakt taki ciężko by się aplikował i zostawiał na skórze ślad niczym werniks.
W końcu udało mi się dobrać takie rozpuszczalniki i parametry ekstrakcji, że otrzymałem ekstrakt z bursztynu. Kolorem przypominający olej bursztynowy, lecz zapachowo prezentujący się zupełnie odmiennie. Wyraźnie balsamiczny, ciepły aromat kojarzy się nieco z żywicą czystka (labdanum), ale jednocześnie ma w sobie sporo wspólnego z terpentyną. Co nie powinno dziwić, jako że terpentynę otrzymujemy właśnie z żywicy sosnowej.
Przy bardzo ciekawym profilu zapachowym, ekstrakt ten posiada jedną zasadniczą wadę – jest nietrwały. Posiada w większości bardzo lotne substancje zapachowe i w przeciwieństwie do większości żywic, nie jest tak doskonałym utrwalaczem perfum.
Niemniej nie musi nim być, jeśli tylko przyjmiemy ten fakt do wiadomości i pogodzimy się, że taki jest właśnie urok ekstraktu z naturalnego bursztynu. Nie będzie to bazowy, długotrwały składnik, jednak jest on na tyle ciekawy, że spokojnie może być wykorzystywany do budowania otwarcia kompozycji zapachowej.
Tak więc okazało się, że bałtycki bursztyn jest o wiele bardziej wszechstronny zapachowo, niż mogłoby się wydawać. Z tej samej, jednej żywicy powstały aż trzy surowce, a każdy o kompletnie innym profilu zapachowym i właściwościach. Aż dziw bierze, że przy takim potencjale bursztyn nigdy nie zagościł w swojej naturalnej formie w perfumerii.
A to nie koniec eksperymentów z bursztynem, ponieważ poszukiwania zaprowadziły mnie jeszcze dalej. O tym jednak w kolejnym artykule…